Sulisławickie sanktuarium to miejsce niezwykłe. Pielgrzymów przekraczających masywny mur oddzielający sacrum od codzienności i profanum wita zespół sakralny złożony z dwóch kościołów, co już samo w sobie dla wielu jest dużym zaskoczeniem.
Rodowód znacznie mniejszej, jednak znacznie starszej świątyni, sięga XIII stulecia, a której obecna bryła ukształtowała się ostatecznie w wiekach późniejszych. W starszej, zachodniej części budowli znajdziesz ślady późnoromańskie i gotyckie.
Zwróć choćby uwagę no romański portal od południa czy też na gmerki - czyli “podpisy” dawnych kamieniarzy uwiecznione w kamiennych blokach.
W zakrystii starszego kościoła znajduje się izba pamięci poświęcona oddziałowi “Jędrusiów”, czyli jednemu z najdłużej funkcjonujących podczas II wojny światowej oddziałów partyzanckich.
Tuż obok wznosi się znacznie większa, majestatyczna bryła neogotyckiej świątyni zbudowanej z szarego piaskowca pod koniec XIX wieku. Uwagę pątników zwracają 2 strzeliste wieże okalające wejście, wysoka nawa główna i nadająca świątyni kształt krzyża nawa poprzeczna.
Wnętrze wita wyważoną, utrzymaną w tonacji błękitu aurą. W jego centrum znajdziesz największy skarb sanktuarium - cudowny wizerunek Matki Boskiej Sulisławskiej, który otaczany jest szczególną czcią od XVII wieku.
Choć szczególną czcią otaczany jest tu wizerunek Matki Boskiej, to na obrazie dostrzeżesz również Chrystusa wskazującego na swe odniesione na krzyżu rany.
To obraz o niewielkich rozmiarach Według historyków sztuki powstał on w Małopolsce i pierwotnie służył jako wieko bursy podróżnej, czyli zdobionej skrzyni lub torebki do przewożenia sprzętów liturgicznych. W jaki sposób dotarł on aż na wschód, skąd przywędrował z powrotem do Rzeczpospolitej? Tego niestety pewnie się już nie dowiemy.
Według tradycji obraz przywędrował do Sulisławic wraz ze wziętą ze wschodu do niewoli córką popa, Dorotą Orgufiną. Ta, zmuszona do opuszczenia swojej ojczyzny, zabrała w podróż w nieznane przypominający wizerunek ikonę. Dziewczyna nie kryła swego uwielbienia dla obrazu, szerząc informację, że ocalił on ją przed śmiercią głodową podczas podróży z Moskwy. Wizerunek trafił ostatecznie do sulisławickiej świątyni.
Sława cudownego obrazu szybko rozprzestrzeniła się po ziemi sandomierskiej, by w końcu zostać oficjalnie potwierdzoną dekretem biskupa krakowskiego, Andrzeja Trzebickiego w 1659 roku.
Latem 1913 roku odbyła się koronacja obrazu. Misternie wykonane korony zostały jednak skradzione w 1940 r. Sam obraz przetrwał wojenną zawieruchę, jednak padł ofiarą kradzieży w 1992 roku. Kiedy wszelki ślad już po nim zaginął i kiedy w miejsce oryginału wstawiono wierną kopię, obraz odnalazł się cudownie w Warszawie. Po badaniach potwierdzających autentyczność wizerunku, 7-8 września 1994 miała miejsce ponowna intronizacja obrazu.