W panoramie Klimontowa, położonego malowniczo wśród łagodnych wzgórz niewielkiego miasteczka, dominują dwie wieże i kopuła - symbole klimontowskiej kolegiaty. Okazałej świątyni tego typu prędzej spodziewać się można przy wąskich uliczkach Rzymu niż w malutkim Klimontowie.
Skojarzenie z budowlami Wiecznego Miasta jest jak najbardziej słuszne, a kolegiata wiele mówi zarówno o historii Klimontowa, jak i o jego właścicielach. Klimontów w XVII stuleciu należał do bogatej i wpływowej rodziny Ossolińskich.
Jeden z jej najznamienitszych przedstawicieli, Jerzy Ossoliński, dyplomata i kanclerz wielki koronny, człowiek wszechstronnie wykształcony i obyty w świecie, mógł podczas jednej ze swoich wojaży zachwycić się wielką architekturą Europy i chcieć przenieść ją na swoje włości. Prace nad budową Ossoliński powierzył najprawdopodobniej Wawrzyńcowi Senesowi, któremu przypisuje się również projekt pobliskiego Zamku Krzyżtopór w Ujeździe. Niestety, fundator nie doczekał końca budowy. Zmarł w 1650 i został pochowany w podziemiach kościoła. To, co udało się wznieść do tego czasu, zostało zniszczone w czasie potopu szwedzkiego i pożaru pod koniec XVII wieku. Prace nad świątynią wznowiono, jednak jej konsekracji dokonano dopiero w 1741 roku.
Budowa klimontowskiej świątyni trwała zatem ponad 100 lat! Czy świątynia w pełni odzwierciedla zamysł architekta? Tego nie wiemy, nie zachowały się bowiem pierwotne plany jej budowy. Wiemy natomiast, że dzięki staraniom wielu osób i kilku pokoleń możemy dziś podziwiać jeden z ciekawszych przykładów baroku w Polsce. Do dziś zdumiewa nietypowy pomysł na bryłę świątyni.
Jej serce stanowi nawa w kształcie elipsy, którą zdobi charakterystyczna kopuła. Front fasady dekorują dwie czworoboczne wieże, które wznoszą się aż na trzy kondygnacje. Wewnątrz zwróć uwagę na malowidła ścienne wykonane przez XVII--wiecznego mistrza, Jana Chrzciciela Falconiego.